top of page

Jak radzić sobie z emocjami?

Kiedy szuka się odpowiedzi na to pytanie, można znaleźć wiele gotowych technik relaksacyjnych, oddechowych, uspokajających, które oczywiście są bardzo pomocne i dają ukojenie na dany moment. Jednak czy przynoszą całkowite rozwiązanie problemu, który mamy na myśli, kiedy zaczynamy poszukiwania? Czy też pomagają problemowi „odpłynąć” na jakiś czas?

Otoczenie, w którym żyjemy niestety zaczyna od nas oczekiwać, że „poradzimy sobie” z naszymi emocjami i uczuciami. Dziś robi się ciasno dla tego, co naturalne, spontaniczne i szczerze wypływające z naszego wnętrza. Rośnie zaś oczekiwanie, że mamy to zwyczajnie powstrzymać. Gdyby się zastanowić już nad formą pytania: „Jak poradzić sobie z emocjami?”, to sprzeczność nasuwa się sama. Bo niby dlaczego musimy radzić sobie z czymś, co płynie prosto z nas, w danym momencie? Z czymś, co jest prawdziwą odpowiedzią na konkretną sytuację, osobę czy wspomnienie? Z czymś, co daje informację o nas samych, jest częścią nas, naszą mapą potrzeb? To tak, jakby wulkan na kilka sekund przed wybuchem musiał powstrzymać magmę, żeby przypadkiem nie stała się lawą. A co na to wulkan? No właśnie ;)


Przypomina mi się w tym miejscu pewna grafika internetowa, na której widać dwie rozmawiające ze sobą dziewczynki.

Niby takie proste, a jednak tak nieoczywiste.

Dla mnie, jako psychoterapeutki, jasne są konsekwencje powstrzymywania emocji ale także to, że wcale nie jest dziś oczywista potrzeba ich bieżącego wyrażania. Nagle, z niewiadomych przyczyn, zaczęliśmy się bać pokazywać tego, co nasze. Co więcej - coraz częściej czujemy wstyd w chwili, gdy pojawiają się w nas emocje wywołujące określone uczucia. Niekiedy też jesteśmy karani, odrzucani, wyśmiewani za okazywanie prawdziwych uczuć. Jeśli jednak dane emocje zdoła się powstrzymać, w efekcie nasza reakcja jest sprzeczna z tym, co naprawdę czujemy. Natomiast zaczyna być zgodna z oczekiwaniami innych. Wówczas karzemy sami siebie za to, jacy jesteśmy. To prosta droga do wyuczenia samych siebie, jak skutecznie dopasować się do każdego z osobna, zadowalając go poprzez reagowanie tak, jak on tego chce. Sprzecznych emocji, z którymi zaczynamy „świetnie sobie radzić” rodzi się coraz więcej. Upychane, stają się coraz cięższe, bardziej uwierające, jakby obce mimo, że wciąż nasze. A wszystko, co się upycha, kiedyś zacznie się wylewać bez naszej kontroli. Tak właśnie powstają wybuchy agresji, płaczu, głębokiego smutku, złości, które kojarzą się źle. Jednak gdybyśmy nie próbowali „radzić sobie” z emocjami na bieżąco, może wcale by do tego nie doszło? Niestety (albo „stety”) nie jesteś workiem bez dna, masz swoje granice wytrzymałości. Jeśli opróżniasz szklankę systematycznie, to czy woda się przeleje? Jeśli dał(a)byś sobie prawo na bieżące wyrażanie tego, co masz w sobie to czy musiał(a)byś szukać odpowiedzi na pytanie zawarte w tytule artykułu?

Czy więc można powiedzieć, że okazywanie prawdziwych uczuć, emocji kojarzy się nam dziś właśnie ze słabością, wstydem, winą, krytyką, niewdzięcznością, złością na samych siebie? Za to, że mamy czelność czuć, kontaktować się z nami samymi? Czy przebywanie wśród ludzi, którzy myślą w ten sposób nie narzuca na nas takiego wzoru funkcjonowania? Czy kiedy czujemy zdrową złość na kogoś, kto nas krzywdzi to jedyną słuszną drogą jest wzięcie trzech głębokich oddechów z zamkniętymi oczami, przeniesienie się w myślach na Karaiby i powiedzenie z uśmiechem na ustach: Daj spokój, nic się nie stało?

bottom of page